SOPOT

 

CZEŚĆ, witam serdecznie!

Dziś nie wiem od czego zacząć pisząc mój post. Brak weny jak i motywacji często u mnie występuje, ale pomaga mi w tym podróżowanie. Teraz by zniwelować mój brak weny i motywacji do pisania i czytania pojechałam nad morze. Do pięknego urokliwego Sopotu.

W ten weekend była na dworze piękna pogoda, co jak usłyszałam w telewizji wcale nie jest dobrą oznaką. 
W ten weekend również były Święta Wielkanocne. W tamtym roku obchodziliśmy je w ciut mniejszym gronie bo nie było z nami mojej Pyzy, czyli tego czarnego króliczka, którego wam przedstawiałam w pierwszym poście.

Ale do rzeczy…

BYŁAM NAD MORZEM.



Zdjęcie własne

Odkąd pamiętam moim największym marzeniem było jechać nad morze podczas gdy normalnie się nad to morze nie jeździ, czyli właśnie zima, wiosna, czy jesień. I właśnie padło na naszą piękną wiosnę.

Wiecie kiedy obchodzimy I dzień wiosny? 

Tak, 21 marca.

Tego dnia wraz z moim rudym kotem (Kitką) poszłam na spacer. Mój kot uwielbia wychodzić na dwór, przed blokiem mamy piasek, więc to tam spędza Kitka najwięcej czasu. Tarza się w nim, poluje na ptaki lub inne owady, a czasami nawet spotyka swojego kolegę Ronalda.

 


Zdjęcie własne.

Wracając do wyjazdu nad morze...

Mogłabym wstawiać milion zdjęć które zrobiłam specjalnie na bloga, niektóre zrobiłam tylko dla siebie. Będąc tam starałam się przede wszystkim oddychać, podobno bycie nad morzem poprawia się zdrowie psychiczne jak i zdrowie fizyczne, bo jak wiadomo nadmorskie miejscowości są wolne od zanieczyszczeń czy alergenów które są w większych miastach.

Odkąd byłam malutkim dzieciaczkiem zawsze rodzice zabierali mnie nad morze, uwielbiałam kąpać się w morzu, udawać syrenkę, czy szukać muszelek. Nie bez powodu mój znak zodiaku to ryby :P Choć woda była zimna zawsze musiałam wejść do wody by na chwile choć zamoczyć pupkę.

Jakby jednak moje życie potoczyło się tak, ze nie zostanę nauczycielką, chciałabym by moje własne dzieci mogły czuć się w wodzie jak rybka. Bardzo swobodnie tak by nie bały się pływać, nurkować, a nawet robić jakieś inne rzeczy w wodzie. Nie dla samego sportu, tylko dla faktu jakie pływanie może być odprężające i potrzebne, bo można nawet uratować wtedy ludzkie albo psie, kocie życie.

 

Będąc w Sopocie trzeba było koniecznie wejść na molo!

 



Zdjęcie własne.

Pierwsze molo powstało już w XVIII wieku, i wtedy posłużyło jako przystań transportowa dla Rosjan. 
Natomiast pierwszy pomost został wybudowany w 1827 roku.

Gdy dojdzie się do końca sopockiego mola jest tam falochron, jako malutkie dziecko wdrapałam się na niego, ale teraz już wiem ze to nie jest bezpieczne. Choć wtedy mi się nic nie stało, bo jednak morze było spokojne, nie chciałabym znaleźć się tam podczas sztormu czy innej wichury.

 


Zdjęcie własne.

W Sopocie niedaleko molo znajduje się również krzywy domek, którego nie zrobiłam zdjęcia, ale wydaje mi się ze jest już wszystkim znany.

AHA!

I zapomniałabym o zwierzątkach.

Były tam przepiękne łabędzie, gołębie, rybitwy i mewy. Na morzu, gdy byłam na molo udało mi się nawet wypatrzeć kormorana.





Zdjęcia własne.

Chciałam tylko powiedzieć, że warto wybrać się w inną porę roku nad morze, niż ta która zawsze jest wybierana. 

Bardzo polecam, wszyscy po wypadzie zdrowi. 

Do zobaczenia w następnym poście!

 

 

Komentarze

Popularne posty